czwartek, 8 grudnia 2011

Jesienne igłą dłubanie

Zbliża się zima. Wszystkie liście z drzew już opadły, i nawet tu, na południu Polski, gdzie zazwyczaj bywa najcieplej, zimny wiatr przeszywa ludzi na wylot. A wyje tak, że lepiej nie mówić - i nie wyglądać przez okno, zwłaszcza nocą. Kto wie, jakie istoty pędzą wśród gwałtownych porywów wichury...

Gdy zima za progiem, lepiej siedzieć w domu. Tysiąc lat temu, w całej Skandynawii o tej porze roku wszystkie najważniejsze prace już zostały wykonane. Łodzie wyciągnięto na brzeg i troskliwie złożono w zbudowanych wzdłuż wybrzeża specjalnych szopach, zwanych naust. Bydło spędzono z pastwisk a słabsze sztuki zarżnięto, aby dla pozostałych starczyło paszy. Spiżarnia, wypełniona jesiennymi plonami, pozwalała myśleć o bezpiecznym doczekaniu następnego lata.

Mężczyźni wrócili z podróży. Po niespokojnym czasie wypraw przynajmniej do wiosny rodziny znów były razem. Nadszedł czas wspólnych zgromadzeń wokół ogniska, opowieści snutych w długie zimowe noce. Przy opowiadaniu i wysłuchiwaniu ciekawych historii ręce - zwłaszcza kobiece - nie mogły pozostać bezczynne. Trzeba przecież przygotować ubrania dla wszystkich domowników. I tak wszystkie, od kilkuletniej dziewczynki do sędziwej staruszki, przędły, szyły i splatały, aby następnego roku mieszkańcy gospodarstwa mieli co na siebie włożyć.

Wzorem kobiet sprzed tysiąca lat, gdy dni stały się krótsze, także zabrałam się za przygotowanie ubrań na następny sezon. Ponieważ tego lata udało mi się wreszcie opanować naalbinding, dłubię, co tylko mogę.

Technika naabindingu znana jest zapewne większości czytelników, ale na wszelki wypadek kilka zdań wprowadzenia.

Naalbinding to sposób splatania wełny, którego używano przez wiele stuleci (także w epoce wczesnego średniowiecza) do wytwarzania różnych części garderoby: czapek, rękawiczek i skarpet. Wyroby naalbindingowe trochę przypominają robótki na drutach, ale różnią się od nich zastosowanym narzędziem: "naal", czyli igłą (do tego celu powinna być duża, tępo zakończona). Oczywiście wyroby igłowe wykonuje się inaczej niż dziewiarskie - zamiast przerabiać rządki z jednego druta na drugi, wkłuwamy się w kolejne oczka robótki, przeciągając przez nie nić.

Ta technika wykonania ma swoje zalety: po pierwsze - powstają ciepłe wyroby, które trudno jest popruć, po drugie - łatwo ją opanować. Podobno.. Do niedawna wcale nie podzielałam tego zdania. Miałam kilka podejść do naalbindingu i kończyły się one raczej żałośnie (zmarnowaną wełną i wielkim supłem). Moja motywacja powracała wraz ze stopniowym rozpadem skarpetek, które dawno temu nabyłam od babuleńki z Przejścia Świdnickiego. Kiedy w miejscu podeszwy pojawiły się wielkie dziury, po raz kolejny z determinacją chwyciłam za igłę.

Po przegrzebaniu zasobów Sieci spróbowałam zmiany koncepcji. Początkowo próbowałam (zgodnie z najbardziej popularną metodą) dodawać oczka do centralnej pętelki, niestety, za każdym razem wychodził mi ogromny supeł. Zdecydowałam się więc na wypróbowanie metody przedstawionej w samouczku Grupy Jaźwiec. Stworzyłam jeden długi łańcuszek, a potem spiralnie dodawałam kolejne rzędy.

Moje pierwsze igłotwory nijak się nie nadają do pokazania światu. Poniżej zamieszczam zdjęcia ostatnio wykonanych, bardziej udanych wyrobów:

Czapka w wersji "na płasko"


Czapka na głowie właściciela :)


Dwukolorowe skarpetki (ten fiolet to efekt eksperymentów z farbowaniem czarnym bzem).
Jak widać, nie do końca opanowałam robienie pięty :/


A to skarpetka w wersji "zrób to sam" - wełna (100% owcy), nożyczki i kościana igła.
Kot nie jest niezbędny, aczkolwiek umila czas :)

A w następnej notce postaram się wrzucić trochę więcej informacji na temat historii naalbindingu.

2 komentarze:

  1. Nie ma to jak robótki ręczne. Najlepiej, kiedy można przy tym posłuchać dobrego audiobooka. Czas leci, aż miło :)

    Nie opanowałam dotąd naalbindingu, ale też nie spędza mi to snu z powiek. Współcześniejsze rzeczy robię na szydełku, resztę robi moja Teściowa na drutach, czyli skarpety, pończochy, rękawiczki, czapki od 13 wieku wzwyż :)
    Na potwierdzenie użycia drutów mamy wykopaliska z lat 50-tych z okolic Olsztyna na Warmii :)No, i obraz, gdzie Madonna dzierga tunikę dla Jezusa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem pod wrażeniem. Bardzo fajny wpis.

    OdpowiedzUsuń