niedziela, 29 grudnia 2013

Tęcza Średniowiecza: czerwony

Do tego farbowania przygotowywałam się dłuuugo. Nie chodzi o stopień trudności - albowiem w założeniu wcale nie było trudniejsze, niż moje poprzednie eksperymenty z kolorkami - ale o cel. Celem była Czerwień.

Polowanie na Czerwoną Wełnę: rezultat.

Każdy, kto zajmował się trochę farbowaniem naturalnym, wie, że są kolory, które można uzyskać z łatwością: wszelkie odcienie żółtego, brązy, zgniła zieleń? Proszę bardzo! Natomiast niektórymi barwami Natura dzieli się niechętnie: prym wśród nich wiedzie niebieski (za który pewnie jeszcze długo się nie zabiorę), ale czerwony też nie jest często spotykany. Dla Dolnego Śląska we wczesnym średniowieczu najwłaściwszym sposobem pozyskania czerwieni byłoby zapewne użycie larw czerwca polskiego. Zdobycie czerwca byłoby jednak efektem cudu, albo długotrwałego polowania (nawiasem mówiąc, zdziwiło mnie niezmiernie, że ten rzadki owad nie znajduje się w Polsce na żadnej liście gatunków zagrożonych). Wybrałam zatem inny sposób na czerwień: użycie marzanny barwierskiej.

czwartek, 19 grudnia 2013

Tęcza Średniowiecza: żółty

Kolorem niniejszego odcinka jest żółty. Jak można przekonać się doświadczalnie, jest to jedna z łatwiej uzyskiwalnych roślinnie barw. Jednak doświadczenia uczą też, że żółty żółtemu nierówny :) Mogłam się o tym sama naocznie przekonać.


Aby zażółcić moją wełnę, eksperymentowałam z trzema surowcami:
 - trzciną pospolitą (Phragmites communis Trin.), a dokładniej jej kwiatem
 - liśćmi orzecha włoskiego (Juglans regia L.)
 - korą kruszyny pospolitej (Frangula alnus Mill.)

środa, 11 grudnia 2013

Tęcza Średniowiecza: fioletowy

Panowie i panie, wracam do zabawy kolorkami. Tym razem w bardziej zorganizowanym i mniej chaotycznym wydaniu, albowiem kolorki są mi potrzebne do mojej pracy na studia (Feima vs licencjat z archeo, podejście kolejne).

Fioooleet!

"Tęcza" jest hasłem roboczo-marketingowym, nie gwarantuję, że przerobię wszystkie kolory z widma, ani że zrobię to po kolei. Ale zamierzam farbować jak najwięcej i jak najlepiej :)

Na dobry początek: fioletowy.

środa, 13 listopada 2013

Hastings, czyli Bitwa

Po długiej przerwie - witam ponownie, z dalszymi relacjami ze zwiedzania Albionu. Jakiś czas temu miałam sposobność odwiedzić miejsce, będące widownią najbardziej znaczących i interesujących wydarzeń w dziejach Wyspy. Hastings - a właściwie miejscowość w odległości kilku kilometrów, zwana Battle.

Czy wierzycie w teorię wszechświatów równoległych?
Czasem wydaje mi się ona bardzo prawdopodobna - zwłaszcza, gdy trafiam na jeden w tak brzemiennych w możliwości momentów, że jedno słowo, jeden gest lub czyn mogło sprawić, aby historia kraju, ba, świata, potoczyłaby się całkiem inaczej.

Gdybyśmy przenieśli się do Anglii niemal tysiąc lat temu, do roku 1066, przez kilka tygodni na przełomie sierpnia i września bylibyśmy świadkami pełnych grozy, cudownych, inspirujących (w zależności od punktu widzenia) wydarzeń, które ustaliły dalsze losy kraju i pchnęły go na nowe tory rozwoju, kończąc epokę anglosaską i zaczynając - normańską.


czwartek, 19 września 2013

Kropla owczego piwa

W dzisiejszym odcinku znów okruch Albionu - tym razem małe odkrycie ze sklepowej półki. Mroczna czarna butelka na zdjęciu poniżej zawiera w sobie piwo w odmianie ale (całkiem niezłe). Nie o samo piwo jednak chodzi, a o jego nazwę.


Piwko nazywa się Riggwelter, jak widać na załączonym obrazku. Skąd się wzięło to miano o niezbyt angielskim brzmieniu, można się dowiedzieć z opisu na butelce lub na stronie producenta:

Riggwelter Ale takes its name from a local Yorkshire Dales farming term which has Old Norse roots; “rygg” meaning back, and “velte” meaning to overturn. A sheep is said to be rigged or “rigwelted”, when it has rolled onto its back and is unable to get back up without assistance.
Riggwelter Ale takes its name from a local Yorkshire Dales farming term which has Old Norse roots; “rygg” meaning back, and “velte” meaning to overturn. A sheep is said to be rigged or “rigwelted”, when it has rolled onto its back and is unable to get back up without assistance.

W dość luźnym tłumaczeniu:

Nazwa Riggwelter pochodzi od terminu używanego przez hodowców owiec z Yorkshire Dales; Termin ten ma swoje korzenie w języku staronordyckim: słowo "rygg" oznacza "grzbiet", a "velte" - "przewracać". Powiada się, że owca jest "rigged" albo "riggwelted", kiedy przeturlała się ona na plecy, i nie jest w stanie wstać bez pomocy.

Ot, interesująca ciekawostka, a przy okazji drobny dowód demonstrujący siłę wpływu języka staronordyckiego na kształtowanie się mowy współczesnych Anglików.

piątek, 6 września 2013

Wełniane pamiętniki

Tak jak zapowiadałam poprzednio, na jednym poście temat emigracji się nie skończy :) Tym razem trochę o tym, jak sobie w Albionie radzę z przędzeniem, farbowaniem i resztą wełnianej zabawy.

Kiedy wyjeżdżałam na emigrację, wśród innych wielce potrzebnych rzeczy, zabrałam ze sobą jakieś 150 gramów czesanki z polskiej owcy. Oraz wrzeciono. Wieczorami, po skończonej pracy, siadałam sobie z tym osprzętem na schodkach przed moją siedzibą, wzbudzając wśród współemigrantów niejaką konsternację oraz cały wachlarz emocji, od zdziwienia i niechęci po dziecięcy zachwyt. Po kilku tygodniach minipokaz przędzenia wraz z odpowiedziami na najczęściej zadawane pytania miałam opanowany doskonale (tak, z tej chmurki naprawdę powstaje nitka, nie, to się samo nie nawija, tak, mogę sobie odczepić nitkę od chmurki i przyczepić z powrotem, kiedy chcę).

Po tym, jak uprzędłam sobie pierwszą partię wełny, podniosłam sobie trochę poziom trudności i postanowiłam skręcić pierwszą w życiu podwójną nitkę.

piątek, 30 sierpnia 2013

Wikingowie w Kencie

Spieszę donieść: żyję.
Nie zabiła mnie: sesja, sezon rekonstruktorski ani wakacyjny błogostan. Wyjechałam za to na wiking. Inaczej pisząc: wyemigrowałam w dzikie ostępy Wielkiej Brytanii w celu zarobkowym. W dzikich ostępach bywają niejakie problemy z Internetem, lecz o dziwo, w obecnym moim miejscu zamieszkania, najgłębszym Mordorze, złapałam całkiem niezły zasięg (Sauron ma dobre łącza). Mogę Wam zatem, moi drodzy Czytelnicy, nieco nadrobić zaległości w blogowaniu. Bo co prawda zbieranie funtów średnio mi wychodzi, ale tropienie ciekawych opowieści i śladów historii to już całkiem inna sprawa.

Próbuję na tej ziemi uchwycić ślady wydarzeń sprzed tysiąca lat, kiedy zza windokręgu wyłoniły się dzioby długich łodzi i na ziemię anglosaską spadła "wściekłość Normanów". Przebywam w rejonie Anglii, w którym te ślady są dosyć subtelne i wcale niełatwe do znalezienia - a mimo to istnieją. Mowa o hrabstwie Kent.
Kent mogą Szanowni Czytelnicy znaleźć na poniższej mapce (opublikowanej na podstawie The Vikings in History D. Logana).


Miejsca i daty najwcześniejszych najazdów Wikingów na ziemie brytyjskie

Większość miłośników epoki Wikingów kojarzy napad na klasztor w Lindisfarne jako początek serii napadów najeźdzców z Północy. Jednak po wydarzeniach w Lindisfarne (i kilku innych miejscach) przez kilkadziesiąt lat w Anglii panował pokój. Seria poważnych najazdów, która ostatecznie doprowadziła do podporządkowania Skandynawom (konkretnie Duńczykom) sporej części wyspy, zaczęła się dopiero w 835 roku. Wydarzenia tych czasów anglosaski kronikarz opisał zwięzłymi, dramatycznymi słowami: "Tegoż lata pogańscy wojownicy spustoszyli Sheppey". Po tym napadzie przyszły kolejne. Zapisy Kroniki Anglosaskiej dotyczące następnych trzydziestu lat (do 865 roku) wzmiankują dwadzieścia dwie miejscowości dotknięte napadami; z owych trzech dekad w trzynastu latach nastąpiły najazdy.

Powitanie wyspy prosto ze ściany dworca kolejowego

Ponieważ wyspa Sheppey leży niecałe pół godziny jazdy pociągiem od mojego Mordoru, wybrałam się obejrzeć na własne oczy miejsce krwawych wydarzeń sprzed niemal dwunastu stuleci. Dotarłam do głównego miasta wyspy, Sheerness. Okazało się niestety, że jest to dosyć nieciekawe miejsce: magazyny, odrapane domy i zaśmiecone, pustawe ulice składają się na obraz współczesnego, niezbyt atrakcyjnego turystycznie portowego miasta (do ponurego klimatu rodem z książek Stephena Kinga przyczyniają się zapewne też trzy więzienia ulokowane na wyspie, a żeby uzupełnić wizję, dodam jeszcze, iż tuż przed moim przyjazdem popełniono brutalne morderstwo). Co prawda w materiałach promocyjnych Sheppey pojawia się informacja o najeździe Wikingów i wykorzystaniu przez nich kilkadziesiąt lat później wyspy jako zimowiska, jednak nie odnotowałam, aby fakt ten w jakikolwiek sposób wykorzystany był do przyciągnięcia turystów.

Moją wizytę w Sheerness ograniczyłam zatem do spaceru po plaży. Na fotce poniżej kamieniste wybrzeże i błękitne letnie niebo; być może podobnie wyglądało wybrzeże w ów dzień 835 roku tuż przed wydarzeniami, które zburzyły spokój wyspy.


Jak już wspomniałam, Kent w zasadzie nie był główną widownią epoki Wikingów w Brytanii. Nie oznacza to jednak, że przez następne lata, gdy centrum wydarzeń przeniosło się bardziej na północ, w tym rejonie Anglii panował spokój. Jedna z bardziej dramatycznych historii z tamtych czasów to śmierć arcybiskupa Canterbury, Alfheaha (vel Alphega). Został on wzięty w niewolę podczas najazdu Wikingów pod wodzą Thorkella Wysokiego. Przetrzymywany przez siedem miesięcy, ostatecznie został zamordowany w okrutny sposób: pijani ludzie Thorkella obrzucili go wołowymi kośćmi, a następnie rozszczepili mu czaszkę toporem. Śmierć Alfheaha i oblężenie Canterbury jest tematem wielu przedstawień plastycznych odwołujących się do czasów anglosaskich. Poniżej jedno z nich - witraż z muzeum w Canterbury:


Zbiory muzealne w Kencie nie są zbyt obfite w zabytki pochodzenia skandynawskiego, ale są to całkiem interesujące obiekty.

Nóż: z kościaną okładziną rzeźbioną w smoki, datowany na X wiek
Złoty pierścionek, wczesne lata XI wieku, znaleziony w Dane John, Canterbury

Brązowa plakietka, X wiek, stworzona w Anglii, lecz pod wyraźnym skandynawskim wpływem. Znaleziona na Mercery Lane, Canterbury

Grzebień, IX wiek, Anglosaski z wpływem skandynawskim, znaleziony w 1979 w Canterbury na obszarze obecnego centrum handlowego Marlowe Shopping


Sprzączki do strzemion z okresu wikińskiego, znalezione przez poszukiwacza z detektorem metalu w Barham niedaleko Canterbury

Wszystkie powyższe zabytki znajdują się w Canterbury Heritage Museum.

To tyle mojej notki na dzisiaj. Materiału, inspiracji i przemyśleń mam jeszcze sporo, dlatego spodziewajcie się niebawem kolejnych wieści z Albionu :)

Bibliografia

D. Logan, The Vikings in History, 2003
E. Roesdahl, Historia Wikingów, tł. F. Jaszuński, Gdańsk 1996

piątek, 24 maja 2013

Okruszek z II ISM, czyli runiczna magia miłosna

Konferencja, konferencja i po konferencji. II Interdyscyplinarne Spotkania Mediewistyczne za nami. Nie byłam niestety na wszystkich upatrzonych wystąpieniach, ale te, na które dotarłam, wspominam bardzo miło, zwłaszcza Słowiańskie gliniane pisanki-grzechotki. Zabawki czy przedmioty związane z magią? Agnieszki Łukaszyk. Szczególnie podobało mi się, że Agnieszka nie ograniczyła się do części teoretycznej, ale sama przeprowadziła eksperymenty wypału i szkliwienia pisanek, z czego również zdała relację w trakcie referatu. Od razu pojawia się więcej materiału do przemyśleń. Archeologia eksperymentalna to jest to! :)

Ja zaś, jak już wspomniałam dawno temu na blogu, opowiadałam trochę o wczesnośredniowiecznej skandynawskiej magii miłosnej. Całość w formie pisanej pojawi się być może w publikacji pokonferencyjnej, natomiast nie mogłam sobie darować wykrojenia z referaciku pewnego smakowitego kawałka i wrzucenia go tutaj w nieco zbeletryzowanej formie. A otóż i ów kawałek:

W Skandynawii epoki Wikingów jednym ze sposobów na zdobycie czyjegoś serca była magia runiczna. Runy, alfabet wielce praktyczny, stosowano od pierwszych wieków naszej ery do składania różnych napisów o treści i  codziennej i bardziej niezwykłej. Z czasów Wikingów zachowało się wiele dowodów na wiarę w przydatność futharku do zabiegów magicznych. Stosowano i sekwencje run i pojedyncze znaki.

Magia runiczna we wszelkiej postaci bywała przydatna. Kiedy zawodziły piękne szaty, podarunki i gładkie słówka, niechciany zalotnik mógł złapać za nóż lub inne ostre narzędzie i wyryć stosowne znaki. Najbardziej rozbudowane, znane nam runiczne zaklęcie o treści miłosnej, mimo iż pochodzi z XIV wieku (powstało ok. 1380 – 1390 r.) to jednak korzeniami tkwi jeszcze w czasach przedchrześcijańskich:

środa, 1 maja 2013

Dlaczego czerwony rządzi, czyli jeszcze o kolorach

Jakiś czas temu skrobnęłam na niniejszym blogu notkę o barwieniu tkanin we wczesnym średniowieczu. Farbowanie okazało się jednym z tych tematów, który wciąga jak bagno. Przeprowadziłam trochę eksperymentów z naturalnymi kolorami, przegryzałam się przez książki, artykuły, posty na blogach... W pewnym momencie tej zabawy poczułam jednak pewien mur. Opór, przeszkodę. I żeby go przełamać, musiałam oderwać się od historii, archeologii i chemii, a zanurzyć w głąb etnologii i teorii barwy.
O co chodzi? Problemem są kolory. Te kolory, które znamy z wykopalisk, analiz chemicznych, te, których statystycznie najczęściej używano. A pytanie, które mnie zaczęło nękać, brzmiało: dlaczego te, a nie inne?

Jeśli interesuje Was, moi drodzy Czytelnicy, farbowanie naturalne (a prawdopodobnie w jakiś sposób interesuje, skoro trafiliście tutaj), wiecie zapewne, że paleta barw, którą da się uzyskać z roślin (ewentualnie drobnych bezkręgowców) znanych na terenie Europy we wczesnym średniowieczu, jest ogromna. Jeśli dodać do tego proste odczynniki i zaprawy chemiczne możliwe do uzyskania w owych czasach, mamy do dyspozycji całe koło barw, wszystkie kolory tęczy. Można przebierać: żółcie, brązy, fiolety, pastele... A tymczasem, nieważne, czy zainteresujemy się Opolem z XI - XIII w., czy Danią i Norwegią z czasów wikingow, w czołówce jest zawsze czerwony. Owszem, w krajach germańskich w paragon wchodzi jeszcze niebieski, lecz gdyby zebrać zbiorcze dane dla całej Europy tego okresu, wysoce prawdopodobne jest, iż pierwsze miejsce wśród kolorów odzieży przypadłoby czerwonemu.

Wyruszyłam zatem na wędrówkę w głąb ksiąg, ja i moje "dlaczego".

środa, 24 kwietnia 2013

Naalowe owcowe - igłowej galerii ciąg dalszy

Pełnia sezonu rekonstrukcyjnego zbliża się w tempie zastraszającym. Dlatego, mimo nagromadzenia zajęć, staram się znajdować czas na dłubanie na igle. Na szczęście tym razem przez dłuższą chwilę nie powinno mi zabraknąć materiału do realizacji rękodzielniczych zapędów - jakiś czas temu stałam się szczęśliwą posiadaczką kilograma wełnianej przędzy z górskiej owcy. Czarnej owcy, dodajmy.

Wełenka jest milutka w dotyku, delikatna...i bardzo cienka - musiałam chwilkę pokombinować, zanim wypracowałam dla niej odpowiedni ścieg. Jak zwykle ostatnio, bazowałam na Oslo, Mammen i pochodnych: mogę w sumie nazwać go "podwojonym Mammen" - tam, gdzie w zwykłym ściegu łapie się przy kciuku dwie nitki, ja łapię cztery. Ot i cała różnica. Być może ma toto swoją nazwę własną - jeśli tak, ja na nią nie trafiłam.

A oto i pierwsza rzecz, którą uskubałam tymże ściegiem:
Rękawisie


poniedziałek, 22 kwietnia 2013

II Interdyscyplinarne Spotkania Mediewistyczne - zaproszenie

Moi drodzy,
jako radosna członkini Interdyscyplinarnego Koła Naukowego Miłośników Średniowiecza (w skrócie IKN MIŚ) działającego przy Uniwersytecie Wrocławskim, chciałabym Was zaprosić serdecznie na organizowaną przez nas konferencję naukową: II INTERDYSCYPLINARNE SPOTKANIA MEDIEWISTYCZNE. Spotykamy się 16 - 17 maja we Wrocławiu (w  Instytucie Archeologii na Szewskiej) i będziemy przyglądać się ukochanemu przez nas średniowieczu z każdej strony: historycznej, archeologicznej, zoologicznej, literackiej, muzycznej... Powinno być naprawdę ciekawie.

Gdybym chciała wrzucić tytuły referatów, które zapowiadają się najbardziej interesująco, musiałabym skopiować chyba całą listę. Z powodów osobistych zainteresowań najbardziej czekam na:
  • Nakrycia głowy epoki wikingów. Możliwe typy i próba ich rekonstrukcji Eweliny Trafalskiej-Krahel
  • Elity wojownicze w historii Eurazji w świetle stanu badań naukowych na temat szamanizmu Michała Mazura
  • Słowiańskie gliniane pisanki-grzechotki. Zabawki czy przedmioty związane z magią? Agnieszki Łukaszyk

A niżej podpisana będzie się produkować na temat skandynawskiej wczesnośredniowiecznej magii miłosnej - wstępnie w czwartek o 13 :)

Bieżące informacje na temat konferencji (w tym program) oraz całokształtu MiŚowej działalności można śledzić na stronach:
· http://www.facebook.com/ikn.mis
· http://www.facebook.com/IKN.Milosnikow.Sredniowiecza
· http://www.iknmis.blogspot.com/

Miejsce w czasie i przestrzeni:
Instytut Archeologii
Uniwersytetu Wrocławskiego
ul.Szewska 48, s. 201
6 - 17.05.13 (czwartek - piątek)

sobota, 30 marca 2013

Wesołych Świąt!

Drodzy moi Czytelnicy,
Niezależnie od tego, czy świętujecie Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa, czy Natury do życia po zimie...
...życzę Wam wszystkiego dobrego, chwili spokoju, odpoczynku od codziennej bieganiny i przede wszystkim radości, bo to wszak radosne święta.

A poniżej baardzo stara, tysiącletnia pisanka (ze szwedzkiej Sigtuny, zdjęcie z historiska.se):



P.S. Jeśli nie świętujecie absolutnie niczego, a te kilka wolnych dni jest dla Was tylko okazją do odpoczynku, to też Wam wsiego dobrego życzę, a co :)

wtorek, 12 marca 2013

Opowieść o Finach i magii - zaproszenie

Szanowne Panie, Szanowni Panowie, zainteresowanych
a) epoką Wikingów
b) Finami
c) wczesnym średniowieczem
albo po prostu ogólnie
d) historią

zapraszam na mój odczyt "Finowie oczami Skandynawów wczesnego średniowiecza". Będzie on wygłaszany w ramach spotkania Koła Naukowego Miłośników Średniowiecza Uniwersytetu Wrocławskiego, ale jest otwarty dla wszystkich :)

Czas i miejsce: 15 marca o godz. 18.00 w Audytorium Instytutu Historycznego, ul. Szewska 49, Wrocław.

Zapraszam :)

niedziela, 24 lutego 2013

Miss Viking – czyli o ideale skandynawskiej urody sprzed tysiąca lat. Część 2

Dzisiaj: ciąg dalszy rozważań nad urodą pań ze Skandynawii wczesnego średniowiecza (kontynuacja tegoż posta). Zapraszam do lektury.

Harmonijne rysy twarzy zapewne również decydowały o tym, czy daną kobietę uznawano za ładną – ale w opisach bohaterek sag raczej nie podkreśla się tego aspektu wyglądu (nieco inaczej jest w przypadku mężczyzn, vide cytowany w poprzednim odcinku opis Kjartana z Sagi rodu z Laxdalu). Niewątpliwą wadą są dopiero wyraźne defekty urody, np. „wklęśnięty nos” Thir z RígsÞula.. Prawdopodobnie (biorąc pod uwagę opisy męskich bohaterów) zwracano uwagę na oczy – bystre, żywe, błyszczące były zaletą.

Na pewno za to równie ważne, jak piękna cera, były włosy: czyste, zadbane, długie i lśniące. Zwracano na to zresztą uwagę zarówno w przypadku kobiet, jak i mężczyzn. Długość kobiecych włosów była nawet regulowana prawnie: Grágás, średniowieczny kodeks islandzki, zabraniał kobietom ścinania ich krótko.

Długie włosy to powód do dumy (zawieszka z Tuna, Szwecja)

czwartek, 21 lutego 2013

Miss Viking – czyli o ideale skandynawskiej urody sprzed tysiąca lat. Część 1.

Jak powinna wyglądać kobieta idealna? To jedno z tych pytań, które, zadane w towarzystwie, może stanowić wstęp do całkiem porządnej awantury. Niezależnie jednak od naszych osobistych poglądów, musimy przyznać, że w każdej epoce słowa „piękna kobieta” budzą nieco inne skojarzenia, odwołują się do wizerunku właściwego tylko danemu miejscu i czasowi. I Wenus z Villendorfu i długonogie modelki miały swoją chwilę tryumfu, gdy mówiono o nich, marzono i utrwalano ich wizerunek różnymi sposobami.

Analiza powodów, dla których określone cechy uznaje się za atrakcyjne, może doprowadzić daleko w głąb historii ludzkości. Równie interesujące jest badanie, w jaki sposób zmieniały się ideały kobiecej urody w czasie i przestrzeni. W niniejszej notce postaram się przedstawić miss urody Skandynawii wczesnego średniowiecza. Wbrew pozorom, wcale nie jest to szerokopierśna operowa Brunhilda ze skrzydlatym hełmem.

Ideał urody? (wczesnośredniowieczne przedstawienie walkirii, Hårby, Dania)

niedziela, 10 lutego 2013

Igłowe kolorowe - naalowej galerii część druga

W poprzednim poście marudziłam nieco na problemy z dostępnością odpowiedniej wełny do dłubania na igle. Cóż, ponieważ przez dłuższy czas nie udało mi się jej znaleźć, trzeba było nauczyć się tworzyć z nieodpowiedniej. Ta "nieodpowiednia" włóczka jest ładna, kolorowa (chociaż kolorków dostarczyły jakieś chemiczne świństwa a nie natura)... i dosyć cienka. To ostatnie stanowiło największy problem.

Jeden z nowych wyrobów :)

piątek, 25 stycznia 2013

Naalowa galeria

Na przełomie starego i nowego roku miałam trochę wolnego czasu. Zbyt wiele, żeby przeznaczyć go tylko na leniwy odpoczynek z książką czy laptopem. Odpoczywałam sobie z igłą w ręku.

Mam słabość do robienia czapek :)

Na poniższych zdjęciach widać mój dorobek z kilku tygodni. Taka mini-galeryjka. Udało mi się stworzyć rzeczy uber-ultra-hiper historyczne, bo wełna nie dość że stuprocentowa, to jeszcze ręcznie przędziona. Niestety, nie przeze mnie (chociaż nie tracę nadziei, że kiedyś nauczę się produkować takie równe nitki). Część motków dostałam od znajomej (która z kolei odziedziczyła je po którejś szacownej przodkini), część zaś kupiłam po śmiesznej cenie na Allegro od pewnej pani, która najwyraźniej pozbywała się z koszyka z włóczkami wszystkiego jak leci.

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Z pamiętników młodego farbiarza - część 4: zimowy spacer

Witam wszystkich noworocznie. Jako, że przez pewien czas byłam pozbawiona Internetu w domu, nie miałam jak puszczać pisaniny w świat. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło - bez zjadacza czasu mogłam się oddać szeroko pojętemu rzemiosłu :) Bawiłam się i farbowaniem, i naalbindingiem, a rezultaty tej dłubaniny prędzej czy później wylądują tutaj...

Co prawda zima nie jest najlepszym czasem dla miłośników farbowania naturalnego. Liście dawno opadły, rośliny zwiędły i wymarzły, owoce wyschły albo coś je zjadło. Pisząc krótko: przyroda zdechła.
Ale naszło mnie na farbowanie i nie chciałam czekać aż do wiosny. Polazłam zatem na spacer w pobliskie leśne ostępy, celem upolowania właściwych składników.
Uprzedzając fakty: coś znalazłam. Rezultaty farbowania cosiem widać na zdjęciu poniżej: 

Cała trójca: pośrodku oryginalna wełenka, po prawej farbowanie trzciną, po lewej: mech i niezidentyfikowana huba