wtorek, 18 października 2011

Gdzie Wiking chodzi piechotą…

Tematyka niniejszej notki to próba odpowiedzi na jedno z pytań, które nurtowały mnie  jeszcze w czasach dzieciństwa, gdy dopiero zaczęłam interesować się historią. Pytanie może wydawać się trywialne, ale uważałam dawnymi czasy – i w sumie uważam do dziś – że odpowiedź na nie powie nam więcej o ludziach żyjących w przeszłości niż kilka stron dat czy imion panujących.

Pytanie brzmi: czy wówczas istniała – a jeśli tak, to jak wyglądała budka, którą można nazwać wychodkiem, sławojką, toitoiem, względnie wc.
Mniejsza o nazewnictwo – chodzi po prostu o to miejsce, gdzie człowiek średniowiecza szedł, w spokoju ducha opuszczał portki/podnosił kieckę – w zależności od płci i preferencji – i oddawał się jednej z najbardziej intymnych i potrzebnych czynności życiowych, to jest wypróżnianiu.

Wolałam się nie porywać na badanie zwyczajów ludności całej Europy – ograniczyłam się do najbardziej interesującego mnie rejonu, czyli Skandynawii. W przekazach pisanych, które zachowały się na temat zwyczajów wczesnośredniowiecznych Skandynawów wbrew pozorom otrzymujemy nie tylko opowieści o dziejach bohaterów i rodów, lecz także bardziej przyziemne informacje.

Pamiętać należy oczywiście, że sagi dotyczące czasów wikińskich zostały spisane przeważnie dwa – trzy wieki po tej epoce. Zaryzykuję jednak stwierdzenie, że obyczaje toaletowe nie zmieniły się radykalnie (z jednym wyjątkiem, o którym mowa poniżej).

Jak wyglądał zatem wczesnośredniowieczny skandynawski wucet?
Pewnych informacji dostarcza nam jedna z ciekawszych sag, opowieść o Eryku Rudym. W sadze tej, obok innych cudów i niezwykłości, znalazła się także historia o duchach. Rzecz zdarzyła się w czasach ciężkich dla gospodarstwa niejakiego Thorsteina Śniadego. Jego dom opanowała choroba, na którą zapadali kolejni domownicy. Żona Thorsteina, Sigrida pewnej nocy zobaczyła tłum zmarłych, a pośród nich…siebie. (Dodam, że wizja była prorocza, kobieta wkrótce zmarła). Owa historia z pewnością musiała budzić dreszczyk grozy wśród zasłuchanych w nią przy ognisku ludzi. Jeden tylko szczegół psuje nieco tę wizję rodem z horroru – mianowicie miejsce, gdzie doznała jej Sigrida. A była to…wygódka.

O niej właśnie można się sporo dowiedzieć z pozornie krótkiego fragmentu.
Otrzymujemy mianowicie informację, że była to konstrukcja stojąca w pewnej odległości od domu. Stała zwrócona w stronę wejścia do niego – i prawdopodobnie nie miała drzwi, gdyż Sigrida bez przeszkód mogła dostrzec kłębiący się u wrót domostwa tłum zjaw. Miała także konstrukcję pozwalającą na dość długie siedzenie (zapewne więc przypominała pod względem budowy siedziska popularne jeszcze tu i ówdzie na wsiach „budki z serduszkiem”).
Dowiadujemy się także, że nieodmiennie intrygujący mężczyzn kobiecy zwyczaj chodzenia do toalety w towarzystwie ma co najmniej kilkaset lat – Sigrida w wychodku nie była sama, lecz udała się tam w towarzystwie przyjaciółki, Gudridy. Obie panie mogły siedzieć razem i rozmawiały swobodnie – zatem toaleta była co najmniej dwuosobowa, a do tego siedziska nie były oddzielone żadnym przepierzeniem. Nie wydaje się jednak, żeby któraś z kobiet była skrępowana tym faktem.

Wspomniany wyżej chodzenia do wygódki w kilka osób wydaje się w pełni uzasadniony, kiedy zapoznamy się z historią króla Fjolne, opisaną przez Snorriego Sturlusona w Heimskringla. Nieszczęśnik ów w nocy po solidnej pijatyce wybrał się w poszukiwaniu ustronnego miejsca, a że był śpiący i zamroczony alkoholem, wracając, potknął się i wpadł do olbrzymiej kadzi z miodem. W pobliżu nie było nikogo – trzeźwego i przytomnego – kto mógłby mu pomóc.

Kilka ciekawych faktów możemy znaleźć także w innej opowieści, Sadze rodu z Laxdalu. Jeden z bohaterów sagi, Kjartan, chciał zemścić się na rodzie zamieszkałym w Laugar. Zemsty tej dokonał w dosyć oryginalny sposób – mianowicie zebrał ludzi, otoczył cały dom i  „nie pozwolił nikomu wychodzić, tak, że musiano załatwiać się w domu przez trzy dni ”(tł. A. Załuska – Strömberg). Ten sposób załatwienia sprawy uznano za niezwykle upokarzający: „Ród z Laugar czuł się dotknięty do żywego. Uważali, że spotkała ich większa zniewaga, niż gdyby kogoś z nich zabito”. Wydaje się więc, że czynności wypróżniania się nie można było dokonywać w pomieszczeniach mieszkalnych lecz w specjalnie do tego celu przeznaczonych konstrukcjach. Słowa sagi precyzują, gdzie umiejscowiono owe konstrukcje.: „W owym czasie było we zwyczaju, ze wychodki były na dworze spory kawał drogi od zabudowań mieszkalnych. Tak tez było w Laugar”. Zwyczaj ten niewątpliwie łączył się z chęcią zachowania higieny i czystości domostwa. Jak wiemy z wielu źródeł (m.in. kroniki Johna z Wallingford, Reginsmál, itp. – po szczegółowy wykaz odsyłam do skryptu Thora Ewinga, Viking clothing, s. 11 – 12), Skandynawowie we wczesnym średniowieczu byli raczej schludni i myli się regularnie (laugardagr, pojęcie określające w jęz. staro nordyckim sobotę, tłumaczone jest jako „dzień kąpieli” – por. Ewing, s. 11. Zastanawiająca jest też zbieżność z nazwą osady), nic dziwnego więc, że woleli pewne czynności życiowe załatwiać w miejscu specjalnie do tego wydzielonym.

Słowa „w owym czasie” użyte przez dwunastowiecznego autora przy wzmiance o usytuowaniu wychodków wskazują na to, że z biegiem lat w tej dziedzinie zaszły pewne zmiany. I rzeczywiście, na planie budynku mieszkalnego ze Stöng pochodzącego z grupy gospodarstw z islandzkiej doliny Þjórsárdalur zniszczonych ok. 1104 r. przez wybuch wulkanu, archeolodzy wyróżniają pomieszczenie, które może być latryną (Foote, Wilson, s. 164). W podłodze pomieszczenia znajdowały się wyłożone kamieniami rowy odprowadzające, przeprowadzone przez ścianę pomieszczenia na zewnątrz  domu. Na końcach rowów stały pionowe płyty kamienne z wcięciami, w które prawdopodobnie wsuwano deski służące jako siedzisko. Rozmiary pomieszczenia świadczą o tym, że była to toaleta wieloosobowa, która mogła służyć wielu mieszkańcom gospodarstwa jednocześnie (William R. Short, s. 100).

Poniżej plan domu ze Stöng (za Williamem R. Shortem), w prawym górnym krańcu planu pomieszczenie uważane za latrynę:



Na zakończenie coś o bardzo ważnym (w pewnych okolicznościach) zagadnieniu: jak sobie radzono w tamtych czasach bez wynalazku zwanego papierem toaletowym? Można tu wysnuwać różne przypuszczenia: strzępki materiału? Siano? Mech? W ogóle nic? W użyciu mógł być każdy z tych sposobów. Jednak żaden z nich nie pozostawia po sobie trwałego śladu, jesteśmy więc skazani na relacje kronikarzy, porównania etnograficzne i własne domysły. Ibn Fadlanowi, arabskiemu dyplomacie, zawdzięczamy wzmiankę o obyczajach higienicznych wareskich kupców: „Są najbardziej nieczystymi stworzeniami Allaha – nie oczyszczają się od kału ani od moczu” pisał zniesmaczony kronikarz. I dodawał: „są jako błądzące osły”. Nie wiemy jednak, czy ta działająca na wyobraźnię wzmianka opisuje zachowanie właściwe także Skandynawom na ich rodzinnej ziemi. Możliwe jest także, że Ibn Fadlan, pochodzący z narodu bardzo dbałego o higienę, pod wpływem szoku wywołanego zetknięciem z odmiennymi obyczajami przesadził nieco w opisie.

William R. Short w swej pracy o życiu codziennym na Islandii w czasach Wikingów przytacza jeszcze jeden interesujący fakt dotyczący wygódek: jeśli wierzyć sagom, ścienne malarstwo na ścianach toalet ma co najmniej kilkusetletnią historię. Pewien Islandczyk imieniem Tjorvi zakochał się w Astrisr, lecz jej bracia zdecydowali, że oddadzą dziewczynę innemu. Tjorvi wyrzezał na ścianie ustępu wizerunki niedoszłej narzeczonej i jej męża. Odtąd, każdego wieczoru idąc za potrzebą, całował portret Astrisr i opluwał podobiznę rywala.

Widzimy zatem, że mieszkańcy Skandynawii przed tysiąca lat byli w wielu aspektach podobni do nas. Nie tylko, jeśli chodzi o twórczość artystyczno-kloaczną z historii powyżej, lecz także pod względem elementarnych potrzeb higienicznych. Latrynę konstruowano zawsze tak, by nie przeszkadzała mieszkańcom – albo w pewnej odległości od domu mieszkalnego, albo, jeśli była jednym z pomieszczeń, tworzono swego rodzaju prostą „kanalizację”. Jak wynika z przywołanej powyżej Sagi rodu z Laxdalu załatwianie się w budynku uznawano za coś nienormalnego, ogromną niedogodność i upokorzenie.

Razić nas może za to brak intymności w owym przybytku. Za naturalne uznawano wspólne wizyty w toalecie, pogawędki zapewne umilały czas spędzany na siedziskach tak jak dzisiaj lektura gazety. My, z XXI wieku, zapewne w większości czulibyśmy  w takiej sytuacji ogromne skrępowanie. Dla ludzi sprzed tysiąca lat, żyjących ze sobą, jedzących, śpiących i pracujących razem, wspólne załatwianie jeszcze jednej potrzeby naturalnej nie było widać problematyczne.


1. Heimskringla, tł. polskie http://jlukaszewski.republika.pl/heimskringla.html
2. Saga rodu z Laxdalu, tł. A. Załuska-Strömberg, Poznań 1973
3. Saga o Eryku Rudym, tł. A. Waśko, Kraków 2006
4. Thor Ewing, Viking clothing, Stroud 2006
5. P.G. Foote, M. Wilson, Wikingowie, Warszawa 1975
6. Źródła arabskie do dziejów Słowiańszczyzny, t. 3, red. M. Podlodowska-Reklewska, Wrocław 1985
7. William R. Short, Icelanders in the Viking Age, 2010

2 komentarze:

  1. W końcu wspólne "kibelkowanie" ma tradycję od starożytności do czasów nowożytnych - to my teraz się tacy wstydliwi zrobiliśmy ;)

    Opinia Ibn Fadlana mogła wynikać z powszechnego na Wschodzie zwyczaju podmywania się po wypróżnieniu - jeśli paskudni barbarzyńcy tylko się podcierali to mogli wydawać mu się brudasami.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A swoją drogą, a propos domostwa ze Stöng - ja się spotkałam z teorią, że to pomieszczenie było łaźnią. No chyba, że dwa w jednym ;)

    OdpowiedzUsuń