Z dedykacją dla Krewnych i Znajomych, którzy z wszystkich kolorów najbardziej kochają czarny :>
Czarny to jeden z kolorów budzących największe kontrowersje w środowisku rekonstruktorów historycznych - przynajmniej jeśli chodzi o wczesne średniowiecze. Nie jest tajemnicą, że wielu młodych kandydatów na Wikingów/Słowian/insze stworzenia sprzed tysiąca lat z racji upodobań muzyczno-kulturalnych w tzw. cywilu nosi się na czarno. Czasem próbują te upodobania przenosić na rekonstrukcję - aby temu zapobiec, ich mentorzy już na wstępie ostrzegają "czarny jest niehistoryczny!". Dodają przy tym, że czarnego koloru za pomocą farbowania metodami sprzed tysiąca lat otrzymać się nie da.
Na nieco wyższym poziomie wtajemniczenia można się dowiedzieć, że i owszem, czarny kolor jest do uzyskania, natomiast odcień będzie zupełnie nie ten, do którego przyzwyczaiły nas współczesne, chemicznie farbowane tkaniny. A jak ten kolor wygląda konkretnie, niestety, rzadko można się dowiedzieć.
Żeby zaspokoić swoją ciekawość i dodać kolejny element do Tęczy Średniowiecza, postanowiłam w końcu się za ten czarny zabrać. Postanowiłam zadziałać galasami dębowymi. Galasy, tytułem wyjaśnienia, jeśli ktoś nie kojarzy, to narośla będące efektem działalności różnego rodzaju robali. W przypadku dębu jest to galasówka dębianka, a galasy mają kształt kulek na liściach.
Galas jeszcze na liściu. Zdjęcie zajumane z http://pl.wikipedia.org/ |
Zasadniczym celem istnienia tegoż jest ochrona larwy rezydującej wewnątrz. To znaczy, według galasówek. Natomiast ludzie od wieków z upodobaniem wykorzystują owe narośla do farbowania, produkcji atramentu... Na użycie galasów w Opolu czasów wczesnego średniowiecza mam maleńki argument w postaci takiego oto znaleziska:
Zdjęcie za: M. Klichowska, "Materiał roślinny z Opola z X-XII w." w: "Materiały Wczesnośredniowieczne" t. IV, Warszawa, 1956 r. s. 179 – 209 |
Nie znalazłam niestety bezpośrednich dowodów na użycie galasów do farbowania - a takim byłyby ślady obecności kwasu galasowego na tekstyliach.
Galasy pozyskałam jeszcze latem. Dwie garście kulek rozłożyłam w cieniu do suszenia (i tu mała sugestia, najlepiej suszyć gdzieś na otwartej przestrzeni, żeby dotychczasowi lokatorzy mogli się swobodnie wyprowadzić). Galasy są dosyć ciężkie - porcja jak na zdjęciu poniżej ważyła 63 g.
Po wysuszeniu utłukłam zdobycz możliwie jak najdrobniej:
Przeznaczony do farbowania motek wełny (Drops Eskimo, 50 g), próbki lniane i wełniane namoczyłam na noc w deszczówce. Utłuczone galasy umieściłam w dwóch garnkach: żelaznym i ze stali nierdzewnej. Zalałam je wodą i namaczałam przez godzinę, a kolejną godzinę podgrzewałam zawartość ubydwu garów na granicy wrzenia. Po czym wrzuciłam przeznaczone do farbowania materiały: do żelaznego garnka motek Drops Eskimo, próbkę z owcy norweskiej i z owcy "od górali" w kolorze brązowym, a także mały skrawek lnu, do garnka ze stali nierdzewnej - także len oraz próbkę z owcy norweskiej. Jedne i drugie podgrzewałam ok. 1,5 godziny i zostawiłam w stygnącym wywarze na noc. Następnego dnia włączyłam jeszcze na pół godziny gaz pod garnkiem żelaznym. Gdy wszystko postygło, powyjmowałam toto, przetrzymałam chwilę w wodzie z octem, a następnie przepłukałam czystą wodą. Potem zostawiłam do suszenia - i mogłam podziwiać rezultaty.
Wyszła mi cała paleta barw. Kolory rozmaite - od szarożółtego przez ciemną szarość do ciemnego brązu. Część już przedstawiłam, część dopiero czeka na swoją kolej.
No i najważniejsze - czarny.
Owszem, wyszedł. Uzyskałam go tylko na jednej próbce - tej brązowej, z owcy "górskiej". A oto i on, na zdjęciu poniżej:
Po lewej: wełna niefarbowana, po prawej: farbowana |
W rezultacie eksperymentu z galasami niejednolity kolor włosków w runie uległ wyrównaniu, a całość znacznie pociemniała. I w istocie, nie jest to kolor współczesnej chemicznej czerni. Jak się uprzeć, analizować dokładnie, w rozmaitym oświetleniu i pod różnym kątem, to uzyskałam raczej bardzo, bardzo, bardzo ciemny brąz. Czarny w odcieniu ziemi. Jeśli współczesna czarna odzież płowieje, idzie to raczej w kierunku zimnej szarości.
Porównanie z współczesnym czarnym ciuchem |
Kolor w każdym razie piękny. Chętnie sobie pofarbuję kiedyś tą metodą jakąś większą sztukę.
Czerń "nie całkiem czarna" jest zatem do uzyskania. Teoretycznie. Pytanie, jaki stosunek do tego koloru mieli ludzie wczesnego średniowiecza. Pozyskanie surowca barwierskiego w tym wypadku jest w miarę łatwe (na pewno łatwiejsze, niż w przypadku np. korzeni marzanny, które trzeba z ziemi wyciągnąć, oczyścić, pokroić, wysuszyć...). Galasy zbiera się dość szybko i są ciężkie - moje dwie garście to efekt jakiegoś kwadransa skubania. Niektóre, ciemniej zabarwione tkaniny z Opola, mogłyby wskazywać na użycie tegoż właśnie barwnika...Cóż, bez badań chemicznych to na razie zagadka nierozwiązana.
Czarny to kolor miły i praktyczny:) Sama na wczesne interesuję się głównie tym czarnym, jaki można było pozyskać ze stadka wrzosówek - one chętnie i często paradują właśnie w tym kolorze. I tak z ciekawości - myślisz że mając dostęp do czerni nie wymagającej barwienia, z jakichś przyczyn parano się farbowaniem mimo tego? Czy eksperyment przeprowadziłaś raczej z założeniem "zobaczmy czy się da"? Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńHej :) Farbowałam po pierwsze z ciekawości, jak ten osławiony "czarny historyczny" wygląda, po drugie, żeby sobie dodać kolejny kolorek do palety potencjalnie uzyskiwalnych barw (tworzę taką dla Opola we wczesnym średniowieczu). A z tym farbowaniem to wielka niewiadoma jest - im bardziej próbuję rozgryźć, jakimi zasadami kierowali się ludzie średniowiecza przy wyborze kolorów do barwienia, tym większy mam mętlik w głowie. Np. bardzo dużo tekstyliów wbrew pozorom farbowano na kolor brązowy, który zasadniczo też jest naturalnym kolorem owczej wełny (więcej na ten temat poprodukowałam się w komentarzu pod postem o szarości:http://dlugidom.blogspot.co.uk/2014/04/tecza-sredniowiecza-szary.html) Dlatego póki co nie chcę niczego zakładać, tylko jak ten chomik zbieram, zbieram i zbieram wszelkiego rodzaju dane o farbowaniu :)
Usuń